Wartoscia sztuki
krytycznej jest to, ze wywoluje dyskusje i prowokuje do rozmów
o wartosciach…
- Z prof.
Grzegorzem Dziamskim,
- dr Izabela Kowalczyk, prof. Romanem Kubickim, Maciejem
Mazurkiem i Januszem Marciniakiem dyskusje prowadzi Wojciech Makowiecki.
Wojciech
Makowiecki: Witam Panstwa i dziekuje za przyjecie zaproszenia do dyskusji,
której punktem odniesienia, jak anonsowalem, beda teksty m.in. Tadeusza Nyczka,
Moniki Malkowskiej i Grzegorza Filipa, pomieszczone w tegorocznym dodatku
„Rzeczpospolitej”, „Plus Minus” (7, 8, 11/2001) oraz artykuly w „Zyciu” i
„Gazecie Wyborczej”, w których autorzy podjeli z jednej strony – atak, z
drugiej – obrone nurtu okreslanego jako sztuka krytyczna. Warto zaznaczyc, ze
dyskusja ma miejsce na lamach dzienników i to najbardziej poczytnych, a
jednoczesnie kojarzonych z okreslonymi opcjami politycznymi. To wydaje sie byc
symptomatyczne. Zauwazmy, ze takich dyskusji nie ma w czasopismach poswieconych
sztuce, np. „Formacie”, „Exicie” czy „Magazynie Sztuki”. Kiedy Ryszard
Ziarkiewicz w szkicu wstepnym do „Magazynu Sztuki”, (nr 3 /23/ 1999) dosc
odwaznie podjal kilka tematów uznawanych za tabu, m.in. relacji wladza –
artysci, funkcjonowania w rzeczywistosci PRL-u i okresie transformacji –
artystów, srodowisk artystycznych czy akademickich, poddal tez krytyce model
funkcjonowania instytucji artystycznych – artykul nie spotkal sie z zadnym
odzewem. Mówie o tym, poniewaz juz nie lamy specjalistycznych pism sa dobrym
miejscem do polemik, ale wlasnie dzienniki, które sa aktualne, daja mozliwosc
szybkiej riposty i, co najwazniejsze – maja kilkusettysieczna grupe
czytelników. Ale powrócmy do problemów i tematów obecnych we wspomnianych wyzej
tekstach. Sa one kontynuacja, co prawda w innej formule, powracajacego jak fala
starego dyskursu, rozpoczetego w okresie narodzin awangardy, a dotyczacego
opozycji: tradycyjne – nowatorskie. Polemika taka miala miejsce w Polsce w
latach dwudziestych, po wojnie pod koniec lat czterdziestych i po 1956 roku. Z
autopsji pamietam taka dyskusje, która toczyla sie we „Wspólczesnosci” i
„Kulturze” na przelomie lat szescdziesiatych i siedemdziesiatych. A prowadzili
ja obroncy nowoczesnosci (m.in. Andrzej Turowski i Hanna Ptaszkowska) z
tradycjonalistami. Od paru lat, po tzw. transformacji, dyskusji wlasciwie brak,
poza tym, ze nurt sztuki krytycznej od poczatku byl atakowany, ale takze w
tekstach m.in. Piotra Piotrowskiego opisywany i interpretowany jako jeden z
najwazniejszych nurtów sztuki ostatniej dekady. Powyzsze artykuly odwoluja sie
do niego oraz, miedzy innymi, do tekstów obecnego tutaj Janusza Marciniaka, ale
jako krytyka – protagonisty innego nurtu sztuki i innych wartosci.
Grzegorz Dziamski: Czyli wlasciwie
poznanska sprawa!
Wojciech Makowiecki: Dlatego spotkanie
nasze odbywa sie tutaj, a „Gazeta Malarzy i Poetów” ukazujaca sie w Poznaniu
bedzie moze wlasciwym miejscem do prezentacji Panstwa opinii. Powrócmy do
atakujacych ten nurt, któremu zarzuca sie wszystko: hochsztaplerke,
koniunkturalnosc, wykorzystywanie mediów, epatowanie wulgarnoscia, brak wiezi z
odbiorca etc. Najwazniejsze problemy zawarte sa w czterech glosach, dodam
odpowiedz Jareckiej na artykul Doroty Monkiewicz w „Gazecie Wyborczej”, i
sprowadzaja sie do dosc agresywnych ataków na reprezentantów nurtu krytycznego
i sztuki ciala.
Janusz Marciniak: Podzial na awangarde i
tradycje wydaje mi sie nieaktualny. Dzis juz niczego nie wyjasnia. Poruszmy
raczej dwie inne kwestie. Pierwsza niech bedzie kwestia jezyka, którym mówimy o
sztuce, a druga kwestia formy i jezyka samej sztuki. Otóz jezyk, którym mówimy
o sztuce jest chory, zatruty ideologia. Wiele w nim demagogii, hipokryzji,
wulgaryzmów. Podam pare przykladów. Cytuje: „To byl krucyfiks pochodzacy z
kosciola i modlily sie don pokolenia. (...) Przypisywano mu nadludzkie moce. A
ja z nim spólkowalem. Pokazalem, ze to nie Bóg, a kawal drewna” (Jacek
Markiewicz). Drugi cytat: „Prezentowanie bez zadnego oporu wlasnej waginy, czy
to w trakcie masturbacji wykonywanej sztucznym penisem, notabene przy odglosach
chrupania jablka, symbolu grzechu pierworodnego i rzekomej slabosci kobiety
(...) sluzylo przelamaniu nie tylko tabu wizualnego, ale tez wyrazistej
manifestacji wlasnej cielesnosci. (...) Masturbacja pojawila sie wiec jako
opozycja wobec heteroseksualnego dyskursu seksualnosci” (Piotr Piotrowski). Jak
sie porozumiec z kims, kto uwaza, ze masturbacja to „wyrazista manifestacja
wlasnej cielesnosci” i „opozycja wobec heteroseksualnego dyskursu
seksualnosci"? Dlaczego zwiazek kobiety i mezczyzny ma sie nazywac
„heteroseksualnym dyskursem seksualnosci"? Czy to jest w ogóle wlasciwy
przedmiot zainteresowania krytyki artystycznej? To nie dekonstrukcja, ale
pomieszanie pojec z dziedziny medycyny, socjologii, filozofii, religii, etc.… I
takze naduzywanie pojecia sztuki. Znamienne, ze ciaglosc refleksji nad sztuka,
wzbogacanie jezyka, którym mówimy o niej i pamiec o uniwersum sztuki
zawdzieczamy tym, którzy nie sa krytykami sztuki. Mysle np. o Herbercie,
Rózewiczu, Karpinskim, Ficowskim, Pollakównie, o Zalewskim, który jest autorem
m.in. jednego z najlepszych esejów o Baconie. Podzielam poglad Wieslawa
Juszczaka, który powiada, ze „w kulturze nie ma miejsca na tajemnice, w sztuce
zas sfera tajemnicy jest glównym celem wszelkiego dazenia. Celem sztuki jest
taki rodzaj poznania, który dotyka granic poznawalnego i stawia nas wobec tego,
co niepoznawalne”. Sztuka to nie jest technika informacyjna. Przechodze do
jezyka sztuki nazywanej krytyczna. To kwestia obecnosci formy, a raczej jej
czestej nieobecnosci w tej sztuce. Mysle o formie w znaczeniu estetycznym,
plastycznym. Sztuka krytyczna nie ma konsystencji prawdy artystycznej. Dzis
czesto myli sie forme z konwencja. W sztuce rozumianej jako gra z konwencjami
artysta nie tworzy formy, ale bierze ja ze swiata gotowych form i tylko zmienia
jej przeznaczenie. Zdarza sie, ze zawlaszczona forma lub konwencja (ekwiwalent
formy) staje sie krzywym zwierciadlem tresci (przykladem obóz koncentracyjny z
klocków Lego Libery). Zlekcewazenie kryterium formy bylo wstepem, jak sie okazalo,
takze do odrzucenia kryterium konwencji, a w koncu doprowadzilo do
bezforemnosci i belkotu. Wszystko rzekomo w imie wolnosci i niezaleznosci
artysty. Daniel Bell zauwazyl, ze „to dazenie do niezaleznosci nie tylko od
mecenasa, ale od wszelkich konwencji, uwidacznia sie w modernizmie, w postaci
skrajnej – w koncepcji niczym nie ograniczonej ekspresji osobowosci”. Muzea i
galerie nieraz wydaja sie byc swiatyniami owej „ekspresji osobowosci”,
miejscami kreowania jakichs automitologii.
Forme plastyczna mozna poddac analizie i ocenie. Malarstwo,
rzezba i inne, tzw. tradycyjne dyscypliny sa obszarami bezposredniego,
zródlowego doswiadczenia formy. To samo mozna powiedziec o poezji, o
literaturze i jej znaczeniu dla jezyka, którym mówimy. Problem formy to cos
wiecej niz tylko sposób przekazu tresci. Oczywiscie, wszyscy moga malowac i
wszyscy moga pisac wiersze, ale tylko nieliczni zdolaja stworzyc cos waznego,
co bedzie mialo wymiar uniwersalny. Bo sztuka jest dziedzina predyspozycji
indywidualnych, talentu, wrazliwosci estetycznej i etycznej. Tak rozumiana
sztuka legitymizuje nasza rozmowe, a nie odwrotnie...
Roman Kubicki: Wydaje mi sie, ze Janusz
Marciniak wychodzi z zalozenia, ze nalezy patrzec na kulture tak, jak dotad
przywyklismy ja traktowac. Kulture tworzyly pewne pytania i formulowane na nie,
mozliwie stanowczo, odpowiedzi. Otóz teraz juz wiemy, ze wlasciwie nie ma
zadnego pytania, na które by sie udalo takiej odpowiedzi udzielic, i w tym
sensie domaganie sie, aby dzisiaj sztuka, kultura wspólczesna, umiala nadrobic
zaleglosci ludzkosci w zakresie aksjologii, wydaje mi sie pewnym
nieporozumieniem. Musimy sie nauczyc patrzec na sztuke wspólczesna inaczej,
dlatego ze zyjemy w innych czasach. To czasy – problem puentujac jednym zdaniem
– w których zródla nadziei, cokolwiek slowo to znaczy, musimy umiec rozpoznawac
w zdesakralizowanej niepewnosci, a nie – jak to bywalo dotad – w tej pewnosci,
która towarzyszyla wszystkiemu, co swiete. W wypowiedzi Janusza czesto
pojawialy sie mocne pojecia kryzysu i choroby, tak jak bysmy mieli przed oczyma
jakis model zdrowia – model sytuacji, która by kryzysowa juz nie byla. Dzis
wiemy juz, ze zadna historia jakiejkolwiek dziedziny ludzkiego ducha – jesli
tylko zdejmiemy z niej ideologiczny fornir – modelu takiego nam nie dostarczy. Historia
swietosci sama swieta juz nie jest. Czy to nam sie podoba czy nie, pewne sfery
naszego zycia publicznego i prywatnego utracily swój sakralny charakter – np.
wladza, panstwo, seksualnosc i cielesnosc. Sztuka wspólczesna – w tym takze
sztuka krytyczna – zdaje sprawe z tego wlasnie stanu rzeczy. Pojawia sie
oczywiscie pytanie, czy jest to odkrywcze? Wszak desakralizacji tych sfer
doswiadczamy takze ze strony kultury masowej i popularnej. Mozna powiedziec, ze
te wszystkie ekstremalne przypadki, które Janusz przywolal, pokazuja nam
sytuacje, w jakiej sie znalezlismy i w jakiej musimy uczyc sie zyc! A jedno
jest pewne – nie da sie juz zyc wedle minionych wzorców, zachowan i sposobów
myslenia. Zgadzam sie, ze te wszystkie ekstremalne przypadki, które Janusz
przywolal, nie dadza sie analizowac w siatce tradycyjnych pojec piekna, dobra i
estetycznej prawosci czy przyjemnosci. Odwoluja sie one do innych kategorii,
bardziej rozmazanych – bo takie tez, aksjologicznie rozmazane, jest nasze zycie.
Oczywiscie, sam nie wiem, czy przypadki przywolane przez Janusza mozna okreslic
mianem sztuki, jesli by serio traktowac jej pojecie. No cóz! Sztuka zaczyna sie
wraz z nowozytnoscia, a mimo to w encyklopediach i podrecznikach akademickich
konsekwentnie siega prehistorii.
Izabela Kowalczyk: Uwazam, ze punktem
wyjscia tej rozmowy powinna byc sztuka wspólczesna. Zastanawiamy sie tutaj, czy
to jest w ogóle sztuka? A przeciez kondycja sztuki zmienia sie caly czas i nie
ma sensu zastanawiac sie, czy to, z czym mamy dzisiaj do czynienia jest czy nie
jest juz sztuka. W tym momencie do niczego nie dojdziemy. Janusz Marciniak
powiedzial, ze „brakuje w sztuce wspólczesnej formy”. Mysle, ze ma ona forme,
wypracowala sobie nowe, inne niz tradycyjne sposoby wypowiedzi. Sztuka Alicji
Zebrowskiej przywolana zostala jako ekstremum. Moze warto skupic sie na samej
pracy Zebrowskiej, zatytulowanej Grzech pierworodny i zastanowic sie, co
ona oznacza i dlaczego pokazuje akurat kobieca wagine. Przedstawia cos, co bylo
wykreslone z oficjalnego dyskursu sztuki, a znalazlo swoje miejsce w dyskursie
pornografii. Czyli w tym momencie artystka pokazuje, jak bardzo kobieca
seksualnosc funkcjonowala w negatywnych kontekstach. To, co ona robi, jest
przewartosciowaniem obszaru wizualnosci. Dlaczego uwazamy, ze niektóre tematy i
obrazy nie sa godnymi tematami dla sztuki? Dlaczego jest tak, ze cos waznego ma
nam mówic tylko sztuka tradycyjna?
Janusz Marciniak przeciwstawil sztuce krytycznej
malarstwo. Mam jednak pytanie: co sie stalo z malarstwem? W gruncie rzeczy ono
nie wywoluje zadnych dyskusji – w przeciwienstwie do sztuki krytycznej. Moze
malarstwo nie ma nam juz nic ciekawego do powiedzenia? Jest tak, ze sztuce
towarzyszy problem komercjalizacji. Ale to, co sie najbardziej skomercjalizowalo
dzisiaj – to wlasnie malarstwo. Mam takie doswiadczenie: w „Arsenale” miala
miejsce swietna wystawa Izabelli Gustowskiej, w tym samym dniu zostala otwarta
wystawa w Muzeum Archeologicznym Dwudziestu autorów na koniec wieku. Poziom
tego malarstwa byl zenujacy, takie „arte polo”.
Trzeba by sie zastanowic takze nad tym, czy nie
jest wartoscia sztuki krytycznej to, ze wywoluje dyskusje. Prowokuje do rozmów
o wartosciach, o tym, co jest dla nas najwazniejsze. Nawet, jesli te glosy sa
negatywne, istotne jest to, ze ludzie zaczeli mówic, pisac o tym, co jest dla
nich wazne. Sztuka wspólczesna jest waznym przekaznikiem tego, co sie dzieje z
ludzmi wspólczesnymi. Dlaczego dla jednych osób pewne wartosci staly sie
nieistotne, a inni ich bronia? Co sie dzieje we wspólczesnej kulturze?
Uwazam, ze sztuce zawsze towarzyszyly jakies
ideologie, czesto wielkie, na przyklad sztuce sakralnej. Zideologizowanie
sztuki wspólczesnej nie jest wiec zadnym novum. Dzisiaj artysci i krytycy
ustawiaja sie po jakiejs stronie, odkrywaja swoje poglady, swoje ideologie. Wydaje
mi sie to istotne, bo jest odklamaniem tego, co bylo wczesniej, a wiec
udawania, ze sztuka to tylko estetyczne wartosci, przezycia. W gruncie rzeczy
tak nie bylo nigdy.
Wojciech Makowiecki: Powróce do problemu
formy, która Janusz Marciniak zakwestionowal w odniesieniu do omawianego tutaj
nurtu. Przypomnial mi sie obraz Poczatek swiata Courbeta, który pierwszy
w taki sposób ukazal ten temat. Ale byl to obraz namalowany po mistrzowsku, operowal
piekna, ale tradycyjna forma. Zebrowska i Courbeta dzieli cala epoka, i nie
mozna, co podkresla profesor Kubicki, tych samych tematów i tresci przekazywac
dzis inaczej, jak wspólczesnymi srodkami. Tak czyni Zebrowska i inni.
Nie zgodzilbym sie tez z teza o niezywotnosci czy
nieaktualnosci malarstwa. Jezeli tak byloby rzeczywiscie, to dlaczego na
wystawie Na wolnosci/w koncu w „Królikarni” najwieksze wrazenie robia
obrazy Modzelewskiego i Pawlaka, mimo, ze sa sprzed ponad dziesieciu lat?. A
oni przeciez dzisiaj takze maluja, wystawiaja, a wystawy ich maja znakomity
odbiór. Podobnie wyglada dzis sytuacja z co najmniej kilkunastoma innymi
malarzami, zeby wymienic przykladowo Tarasewicza, Maciejuka, z mlodych Rogalskiego.
Nie sa zywe natomiast wystawy kompilacyjne, nijakie, jak przywolana przez Pania
wystawa w Palacu Górków, gdzie sie bierze do kupy dwudziestu Starowieyskich,
Falatów i próbuje sie cos udowodnic, nazywajac ja Na koniec wieku.
Druga sprawa to ideologizacja nurtu krytycznego. Przeciez
wszelkie nowatorskie nurty zawsze byly zwiazane z ideologia, na przyklad
awangarda rosyjska czy niemiecka, one takze byly zideologizowane – oczywiscie w
innym znaczeniu. Ale pamietajmy o starej maksymie: tam gdzie nie mówi sie o
pieniadzach, o pieniadze wlasnie chodzi, i za tym frontalnym atakiem na
przedstawicieli sztuki krytycznej, tak naprawde moze chodzi o pieniadze. Przeciez
to sa dotacje, granty, katalogi, wystawy w kraju i zagranica, zakupy
wreszcie...
Grzegorz Dziamski: Mysle, ze dla osób
dluzej zajmujacych sie sztuka caly ten zamet medialny, bo trudno to nazwac
dyskusja – dyskusja to przeciez wymiana racjonalnych argumentów, prowadzaca do
rozpoznania jakiegos problemu – nie jest czyms nowym. Przeciwnie, jest replika
sytuacji, która miala miejsce w Stanach Zjednoczonych epoki Reagana i Busha
seniora, kiedy to bardzo gwaltownie zaatakowano dwóch amerykanskich artystów;
Serrano i Mapplethorpe'a. Cala ta sytuacja zostala dokladnie opisana przez
Richarda Boltona w ksiazce Culture Wars (Wojny kulturowe, 1992). I co
sie okazalo? Okazalo sie, ze atak na Serrano i tego typu sztuke byl wstepem do
ataku na Narodowy Fundusz Wspierania Sztuki (National Endowments for the Arts),
finansujacy sztuke eksperymentalna, poszukujaca, i dalej atakiem na sposób
finansowania sztuki ze srodków federalnych, czyli publicznych. Sztuka
konkretnych artystów byla jedynie pretekstem do zakwestionowania dotychczasowej
polityki kulturalnej i zaproponowania nowej.
Zgadzam sie z Januszem Marciniakiem, ze sytuacja,
z która mamy dzisiaj do czynienia w Polsce, w niewielkim stopniu przypomina
dyskusje z lat siedemdziesiatych, poniewaz kontekst jest zupelnie inny i
dlatego w dyskusji tej chodzi o cos zupelnie innego. O co? Janusz Marciniak
powiedzial, ze artysci sztuki krytycznej zawlaszczaja pojecie sztuki. Uzyl
okreslenia „zawlaszczanie”. Dyskusja dotyczy tego, kto zawlaszczyl czy tez
przywlaszczyl sobie sztuke. Srodowiska prawicowe wychodza z zalozenia, ze nowa
sztuka zostala zawlaszczona przez srodowiska lewicowe i dlatego wspieranie
nowej sztuki to wspieranie lewicowego swiatopogladu ze srodków budzetowych. Trzeba
zatem lewicy odebrac sztuke, pokazujac, ze to nie sztuka, tylko wandalizm
kulturowy. Odebrac sztuke, znaczy odebrac pieniadze przeznaczone na wspieranie
takich instytucji, jak „Zacheta” czy Centrum Sztuki Wspólczesnej w Warszawie i
przeznaczyc je, tak jak w Stanach Zjednoczonych, na ochrone dziedzictwa
narodowego. Prosze zwrócic uwage, ze u nas juz zmieniono nazwe Ministerstwa
Kultury i Sztuki na Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Pieniadze
publiczne powinny sluzyc ochronie dziedzictwa narodowego, a nie wspieraniu
takich przedsiewziec artystycznych, jakie sa pokazywane w „Zachecie” i Centrum
Sztuki Wspólczesnej, poniewaz ta sztuka, dopowiada sie, nie powinna byc
finansowana ze srodków panstwowych, lecz ze zródel prywatnych. Przywolywanie
nazwisk konkretnych artystów nie sluzy zadnej dyskusji o sztuce, lecz
wywieraniu presji na zmiane polityki kulturalnej panstwa i w konsekwencji na
inny rozdzial pieniedzy. Nie przywiazywalbym wagi do tego, ze dyskusja na temat
sztuki toczy sie na lamach dzienników, ze ktos sie czegos dowiaduje o sztuce z
„Zycia”, „Rzeczpospolitej” czy „Wyborczej” – poniewaz tutaj nie o sztuke
chodzi!
Maciej Mazurek: Profesor Grzegorz Dziamski
zwrócil uwage na pojecie „wojny w kulturze”. Cos takiego istnieje, i wazne jest
zdefiniowanie stron tego kulturowego konfliktu. Sztuka krytyczna to jeden z
najbardziej spektakularnych przejawów tej „wojny”, dlatego tak glosny. Gdy
czytalem teksty w „Rzeczpospolitej” brakowalo mi w nich analizy systemowej tego
zjawiska. Zgadzam sie, ze uzywanie klasycznych kategorii estetycznych nie ma
sensu. Sa to dzialania, w których nie ma elementu bezinteresownosci, czyli tego
podstawowego wyznacznika sztuki, który odkryli starozytni Grecy. Uogólniajac,
filozofia postmodernistyczna zaklada, ze nic nie jest bezinteresowne, i ta
zasada nieufnosci przeswietlila cala tradycje. Kazda „mocniejsza” forma jest
represyjna. Mysle, ze gdy ta sama zasada nieufnosci zbadamy sztuke krytyczna i
przekonania animatorów tego ruchu, to dosc latwo, pod pozorem dzialan
humanitarnych, odkryjemy równiez zafalszowana swiadomosc, jaka sztuka krytyczna
przypisuje sztuce tradycyjnej i przekonaniom czy ludzkim obyczajom, które
podwaza, deszyfruje czy z pasja zwalcza. To sa dzialania sensu stricto
ideologiczne, które korzystaja z wysokiej rangi pojecia sztuki, niszczac ja
jednoczesnie. Problem z mysleniem ideologicznym jest taki, ze gdy ktos jest w
jego objeciach, jest przekonany, ze ma absolutna racje, widzi swiat w
kategoriach czarny – bialy, nie wierzy w mozliwosc bezstronnego opisu zjawisk. Stad
napastliwosc tych dzialan. Te analize przeprowadzilbym na czterech poziomach. Pierwszy:
walka ideologiczna, drugi: ideologizacja mysli filozofów, którzy takiej
ideologizacji latwo sie poddaja, trzeci: uwiklanie „twórców” w medialne
zwiazki, i czwarty: poziom interesów elit kulturalno-artystycznych, zywotnie
zainteresowanych poszerzaniem wlasnej sfery wplywów. Interes finansowy nie jest
tu bez znaczenia, jak slusznie zauwazyl profesor Dziamski. Zacznijmy od poziomu
walki o nowa sztuke. Tu wykorzystuje sie zasade modernizmu, ze dobre jest tylko
to, co nowe. Nie uciekniemy od ideologii i polityki. Prawicowi publicysci
atakuja sztuke krytyczna, poniewaz uwazaja ja, i slusznie, za tube ideologii
„Nowej lewicy”. Sztuka krytyczna jest bardzo silnie naladowana ideologicznie. Niesie
w sobie silny element przemocy symbolicznej i na nic zdaja sie tutaj erudycyjne
komentarze o humanitarnej wymowie tych dzialan. Kon jaki jest kazdy widzi. Trup
to trup, wagina to wagina, kaleka to kaleka. Niektórzy znajduja przyjemnosc w
ogladaniu. Gdyby sie uprzec, mozna by bylo to zjawisko badac z punktu widzenia
psychiatrycznego. To, ze dzialania te maja miejsce w renomowanych galeriach –
niczego nie zmienia, chyba ze ulegamy presji wplywowych opinii, czy uwodzi nas
magia nazw prestizowych galerii. Co do ideologicznej wymowy tych dzialan, to na
pierwszy rzut oka jest to o tyle zaskakujace, ze mówi sie, iz zyjemy w czasie,
w którym ideologie umarly. Otóz umarly te twarde, ale pozostaly miekkie. Zyjemy
w czasie budowania spoleczenstwa obywatelskiego. Sztuka krytyczna wpisuje sie w
logike powstawania pewnego typu spoleczenstwa obywatelskiego. Nalezy zadac
sobie pytanie o bardzo istotnych konsekwencjach: o jakie spoleczenstwo
obywatelskie chodzi? – o to, które przynosi klasyczny liberalizm, który
wyraznie rozdziela to co polityczne od tego co niepolityczne, co jest sfera
obyczajów, wierzen, przekonan, wiec materia bardzo delikatna, w której trudno o
powszechny konsensus, czy spoleczenstwo obywatelskie w wydaniu
postmarksistowskim, które to co prywatne czyni politycznym? Ta druga idea
pochodzi od Gramsciego, który zauwazyl, ze zapoczatkowany przez liberalów
proces wycofywania sie udzialu panstwa w kulturze zostawia wolna przestrzen. Istnieja
instytucje spoleczenstwa obywatelskiego odziedziczone po liberalach, ale wolne
juz od centralnego nacisku. Te instytucje to wlasnie przekonania, wierzenia,
obyczaje czy raczej zachowawczy system edukacyjny wspólnoty. Nie ma wiec sensu
robic krwawej rewolucji, wystarczy, jesli zmieni sie tresc tych instytucji, a
pózniej te instytucje wchlona panstwo czyli wladze. Zacznijmy te przemiane od
opisu istniejacych instytucji jako instytucji represji, sluzacych takim
burzuazyjnym celom jak wyzysk czlowieka przez czlowieka, jak niszczenie
prawdziwej moralnosci przez obludna moralnosc katolicka, stad czesta fobia
antyklerykalna, jak uprzedmiotowienie kobiety w ramach patriarchalnego
porzadku, jak represja wobec cielesnosci ulomnej przez kulture konsumpcji itd. To
sa hasla wywolawcze sztuki krytycznej. Ta dychotomia jest ideologiczna
oczywiscie. Wladza jest w muzeach, wladza jest w literaturze, zmienmy wiec
literature, zmienmy zawartosc muzeów, które do tej pory stanowily aparat
represji. Kto tego nie widzi, jest ciemniakiem, kto nie idzie z nami to wróg. Gramsciego
czytalo pokolenie '68 roku. l wtedy rozpoczyna sie dlugi marsz przez
instytucje. Jak juz wskazalem, liberalowie klasyczni wyrózniali sfere
zainteresowan politycznych od niepolitycznych. W polityce, co oczywiste, gdyz
walka o wladze wyzwala emocje, panuje dychotomia wróg-przyjaciel. Ideolodzy '68
roku te dychotomie wprowadzili do sfery niepolitycznej, upolityczniajac wszystkie
sfery ludzkiego zycia. Gdy taka logike wprowadzamy do krytyki artystycznej czy
sztuki, to promujemy jednych – niszczymy drugich, i to jest zarazliwe. Jesli
oni ideologizuja sztuke na lewicowa, to my ideologizujemy na prawicowa. Jedni
bez drugich zyc nie moga, jeden napedza drugiego, i mamy konflikt bez
rozwiazania, gdyz materia spoleczna jest delikatna, a ludzie miedzy soba sie
róznili, róznia i róznic sie beda. To jest powrót do porzadku przedliberalnego,
kiedy mielismy wojne wszystkich ze wszystkimi. W tym sensie sztuka krytyczna
jest znakiem nie tyle jakis pozytywnych przesilen, co raczej niepokojacych
zjawisk. Patrze na sztuke krytyczna jako swoista farse tego, co w latach
szescdziesiatych moze mialo jakies napiecie, moze wtedy tam o cos chodzilo. Dzisiaj
dodatkowo pojawia sie problem sprzedazy buntu mediom, bo bunt to jest dzisiaj
takze towar.
Grzegorz Dziamski: Czytalem rózne
wypowiedzi prasowe na temat sztuki krytycznej i bardzo bylem ciekaw, z jakim
innym nurtem sztuka ta bedzie zestawiana. W jednym z tekstów w „Zyciu”
znalazlem te inne nurty: jako pozytywne przyklady sztuki podano tam sztuke
chrzescijanska i sztuke narodowa. Czyli mamy po jednej stronie sztuke lewicowa,
a po drugiej – sztuke chrzescijanska oraz narodowa. Janusz Marciniak mówil, ze
sztuka krytyczna dekonstruuje tradycje narodowo-chrzescijanska, i to jest
prawda. Publicysta „Zycia” tez to swietnie zrozumial. A wiec nie udawajmy, ze
nie wiemy o co chodzi.
Izabela Kowalczyk: W wiekszosci tekstów
sztuka krytyczna funkcjonuje jako wróg. Powstaje problem, czy spoleczenstwo ma
szanse czegokolwiek sie o tej sztuce dowiedziec? Czy czytajac na przyklad tekst
Nyczka z „Rzeczpospolitej”, nie utwierdza sie opinii, ze sztuka jest
dziwactwem, wynaturzeniem? W prasie codziennej, gdzie pojawiaja sie te teksty,
nie dopuszcza sie natomiast do glosu osób, które moglyby zanalizowac sztuke
krytyczna. Wyjatkiem sa teksty Moniki Malkowskiej w „Rzeczpospolitej”, która
próbuje bronic tej sztuki. Twórczosc krytyczna funkcjonuje na zasadzie ekstremów,
w atmosferze skandalu. Nie wnika sie natomiast w jej warstwy formalne, nie
analizuje sie jej.
Bardzo wazne w tej rozmowie jest tez
zaakcentowanie polskiego kontekstu, konkretnej sytuacji, w której sie
znalezlismy. Nie zgadzam sie, ze sztuka krytyczna jest farsa sytuacji z '68
roku – dlatego, ze u nas dzialan kontestatorskich nie bylo. To, co sie dzieje
dzisiaj w Polsce – to ekspansja kultury masowej, kultury telewizyjnej. Problem
pop-kultury oraz zjawisk, które zawlaszczaja prywatnosc jest istotny i wlasnie
na to wskazuje sztuka wspólczesna.
Roman Kubicki: Grzegorz Dziamski zauwazyl,
ze tutaj chodzi o pieniadze. Przypomne, ze w sztuce zawsze chodzilo o
pieniadze, ale to nie znaczy, ze kiedykolwiek chodzilo tylko o pieniadze. Zgadzam
sie, ze jest jakas polemika pomiedzy prawicowym a lewicowym mysleniem o swiecie
i czlowieku. Próbuje sie zastanowic, jaka bylaby istotna róznica miedzy tymi
typami myslenia. Wydaje mi sie, ze róznice te opisuje odmienny stosunek do mitu
grzechu pierworodnego. Myslenie prawicowe, caly czas o tym grzechu nam
przypominajac, namawia nas na zycie w stanie nieustannego zalu za ten grzech. Mamy
miec pretensje do naszych praojców, których istote kazdy z nas w sobie
przechowuje, o to, ze ten grzech popelnili. Natomiast myslenie lewicowe
podkresla, ze wszyscy zawdzieczamy swoje istnienie wlasnie grzechowi
pierworodnemu. Gdyby nie bylo grzechu pierworodnego, nas takze by nie bylo. Dekonstrukcja
mitu grzechu pierworodnego polega na tym, ze nie kryje sie za nim zaden zal. Przeciwnie,
zaczynamy niejako za ten grzech sobie dziekowac. Uczymy sie zyc na nowo. W tym
sensie te rózne projekty artystyczne dobrze do tego podstawowego dyskursu
grzechu – tym razem zródla nie mroku, lecz swiatla zycia – nawiazuja.
Uwaga do wypowiedzi Macieja Mazurka:
spoleczenstwo jest albo obywatelskie, albo nie ma go wcale. Pojecie
spoleczenstwa zaklada typ zorganizowania i upodmiotowienia jednostki.
Maciej Mazurek: Zamazywanie tego
rozróznienia na spoleczenstwo obywatelskie o charakterze liberalnym i
marksowskim jest manipulacja, majaca na celu uniewaznienie konkurencyjnych
jezyków, co jest o tyle zaskakujace, ze stoi w sprzecznosci z
postmodernistyczna zasada pluralizmu i tolerancji dla róznych stanowisk
swiatopogladowych. Czyli ten typ refleksji, który reprezentuje profesor
Kubicki, nie jest tak niewinny, jak sam sie przedstawia.
Roman Kubicki: Modni politycy zachecaja
nas, abysmy wszyscy sami decydowali o wlasnym losie. Mamy bezrobocie i mówi sie
ludziom, ze musza sami jakos sie w nim odnalezc. Artysci tez musza sie odnalezc
i sami sobie dawac rade. To taka naiwnosc liberalnego myslenia, za która sie
kryje chytrosc liberalnych portfeli.
Janusz Marciniak: Trywializacja idei i
zapotrzebowanie na slogan staly sie charakterystyczne dla czasów, w których
zyjemy. Do tego trzeba dodac pomieszanie pojec i „cisnienie” ignorancji. Zauwazmy,
ze nawet w naszej rozmowie zrównuje sie religie z ideologia. Myslenie o sztuce
„przesunelo” sie z plaszczyzny duchowej, religijnej i filozoficznej na plaszczyzne
ideologiczna. Zonglujac przymiotnikiem „nowy”, Roman Kubicki zapomina, ze – w
mysl tej samej zasady – to, co dzis jest „nowe”, jutro bedzie uznane za „stare”
i zostanie wyrzucone na smietnik. Taki jest los wszystkich nowosci. l pustych
retoryk. Ale wrócmy do tematu. Krytyk (teoretyk sztuki, ideolog sztuki),
formulujac „zadania” dla artysty lub stawiajac diagnoze kulturze, jest
niekonsekwentny. Z jednej strony mówi o „przemocy wladzy”, „represyjnej
kulturze”, a z drugiej strony te przemoc popiera i stosuje. Bo dlaczego nie
widzi, na przyklad, przemocy w tym, ze ktos (artysta) posluguje sie ukryta
kamera, kradnie cudza intymnosc, ogranicza czyjas wolnosc, obraza czyjes
uczucia religijne, a jesli widzi, to mówi, ze to jest w naszych czasach
normalne? Wracajac do sztuki krytycznej, mnie ona kojarzy sie z socrealizmem, z
tzw. sztuka zaangazowana. Apologeci tej sztuki mysla dyrektywami moralnymi i sa
wlasciwie moralizatorami. Oceniaja rzeczywistosc, a nie sztuke. W gruncie
rzeczy nie sztuka ich interesuje, lecz wladza, etat, dystrybucja srodków
przeznaczonych na cele kulturalne. Sztuke i artystów traktuja instrumentalnie. Dlatego
ich „krytycyzmowi” wobec rzeczywistosci czesto towarzyszy bezkrytycyzm wobec
formy dziela. Liczy sie nie dzielo, ale jego ideologiczna „wymowa”. Ale jesli
dzielo ma byc jedynie ilustracja tezy, która moze istniec bez dziela, to cos
jest nie tak. Mysle, ze tak rozumiana sztuka nie buduje, lecz zrywa pomost
miedzy etyka a estetyka. Tak rozumiana sztuka dzieli nas! Lekcewazac forme i kompetencje
estetyczne, które warunkuja pelne przezycie dziela, lekcewazymy wartosci
etyczne. Kiedy moralnosc oskarza estetyke, staje sie defetyzmem moralnym. Milosz
idzie dalej niz Adorno, gdy pyta: „Czego dowodzi diabelski grymas sztuki XX
wieku? Mozna zaryzykowac przypuszczenie, ze paradoksalnie oznacza zwyciestwo
moralnosci nad estetyka. Rózne odmiany rozpaczy zdaja sie ukladac akt
oskarzenia, zeby wreszcie sprowokowac odpowiedz Oskarzonego, który milczy,
natomiast jego przesmiewca i rywal nie ustaje w potokach inteligentnej i
blyskotliwej wymowy. Przekonuje artystów, ze zgoda na swiat jest zdrada i ze
kiedys byla pora na pogon za pieknem, ale na to jest juz za pózno”. Rzecznik
sztuki krytycznej powiada: „Jestesmy zmanipulowani przez idealy estetyczne, nasza
wyobraznia wizualna zostala uksztaltowana przez represyjna kulture”. Tak zawsze
mówili etatowi inzynierowie dusz, masazysci wyobrazni zbiorowej. Mysle, ze za
sprawa takiej „spiskowej” teorii kultury udalo sie zmienic sztuke wspólczesna w
smietnik idei. Ale autentyczny artysta byl i bedzie kontestatorem czasów, w
których zyje, i bedzie szukal takze zgody ze swiatem, trwal w pogoni za pieknem
i prawda. Malarstwo nie umarlo, bo nadal oddaje wlasciwymi mu srodkami tragizm
egzystencji i piekno swiata. Lekcewazenie tak rozumianego malarstwa jest, w
istocie, lekcewazeniem sztuki w ogóle, lekcewazeniem tego, co pojedyncze i
osobiscie przezyte, co tworzy osobe ludzka i jej integralnosc, której
odpowiednikiem jest integralnosc obrazu. Ci, którzy glosza „smierc malarstwa”,
sa w istocie wspólnikami Lewiatana. Komentarze apologetów sztuki krytycznej
odznaczaja sie nadgorliwoscia w perswazji i przesada w oskarzycielskim tonie. Truizmy
upodabniaja ich jezyk do zargonu politycznego. W tym jezyku etyka, jesli mozna
tak powiedziec, estetycznieje. Wyparowuje i skrapla sie we frazesach na temat
sztuki, wolnosci twórczej i problematyki spolecznej.
Grzegorz Dziamski: To jest jakas
paradoksalna sytuacja. Mówimy, ze zyjemy w czasach poideologicznych, a z
drugiej strony okazuje sie, ze ideologia jest wszedzie i przenika wszystko. Sluchajac
tego, co mówil Janusz Marciniak zupelnie sie pogubilem; zarzuca on sztuce
krytycznej brak moralnosci, a jednoczesnie powiada, ze jezeli moralnosc
zwycieza nad sztuka, to sztuka staje sie niemoralna. Pojecie moralnosci jest tu
tak uzywane, ze nie bardzo wiadomo, o czym mówimy. Jezeli sztuce brakuje
moralnosci – to zle. Jezeli moralnosc zwycieza nad sztuka – to tez zle. Pojecie
moralnosci staje sie nie wiadomo czym i uzywane jest na rózne sposoby, tak ze
moze znaczyc cokolwiek i sluzyc jedynie do pognebienia przeciwnika, ze czego by
nie zrobil i tak bedzie nieetyczny, niemoralny.
Sztuka krytyczna ma swoja tradycje siegajaca
konca lat szescdziesiatych. Sztuka ta wymaga innego odbioru i to jest
oczywiste. W europejskiej tradycji przyjeto wlasciwy model odbioru sztuki za
model wypracowany przez XVIII wieczna estetyke. Model ten opiera sie na trzech
zasadach: bezinteresownosci, przyjemnosci i skupieniu uwagi na jakosciach
formalnych dziela. Sztuka krytyczna te trzy zasady podwaza. Nie jest to sztuka,
która sie odbiera w postawie bezinteresownej. To, co artysta pokazuje nie
powinno mnie poruszac jako czlowieka, bo wtedy trace dystans estetyczny. Nie
jest to sztuka, której celem jest dostarczanie przyjemnosci. Wreszcie, wartosc
tej sztuki nie tkwi w jakosciach formalnych, lecz w przeslaniu. Sztuka
krytyczna nie rezygnuje z wartosci formalnych, ale te wartosci nie sa wazne
same w sobie. One sa wazne jako wskaznik pewnych postaw, przekonan, pewnej wizji
swiata, jaka ma artysta. Artysta uzywa jakichs wartosci formalnych nawiazujac
do tradycji, bierze stamtad pewne wartosci czy gra tymi wartosciami po to, by
wyrazic swój stosunek do sprawy, która go angazuje. Jezeli bedziemy do sztuki
krytycznej podchodzic tak, jak nauczyla nas tradycja estetyczna, to okaze sie,
ze sztuka ta nie spelnia estetycznych kryteriów sztuki. Tylko ze sztuka jest
dzisiaj czyms innym, niz kiedys.
Roman Kubicki: Kultura chrzescijanska od
poczatku miala dwuznaczny stosunek do przyjemnosci. Tymczasem to, co estetyczne
– to znaczy: zmyslowe – moze byc zródlem przyjemnosci. Koncepcja Kanta
nieprzypadkowo pojawila sie w sytuacji, w której szeroko pojeta cielesnosc
wciaz nie mogla byc legalnym zródlem przyjemnosci. A przeciez czlowiek tej
przyjemnosci potrzebowal i potrzebuje. Jej oficjalnym, spolecznie
usankcjonowanym zródlem okazala sie zatem sztuka. Wiele sie przez ostatnie
dwiescie lat zmienilo. Cialo jest juz jak najbardziej legalnym zródlem – byc
moze nawet zródlem jedynym – przyjemnosci. W ksiegarniach ubywa ksiazek o
sztuce samoumartwiania. Przybywa podreczników, które proponuja przyspieszone
kursy praktycznego hedonizmu. Sztuka zostala zatem zwolniona z obowiazku
dostarczania czlowiekowi przyjemnosci. Przezycie estetyczne przechodzi do
historii. To kolejne potwierdzenie, ze na wspólczesne praktyki artystyczne
trzeba patrzec inaczej.
Maciej Mazurek: Ta transgresywnosc,
wydobywanie tego co niewydobyte, ukryte, represjonowane przez artystów
przedstawicieli sztuki krytycznej – jest „pogonia zwierzecia za wlasnym
ogonem”, to ugrzezniecie w jakichs narcystycznych psychomachiach. W analizie
systemowej widze jeszcze jedna kwestie, a mianowicie ideologizowanie filozofów.
Dobrym przykladem jest Foucault, który piszac Historie szalenstwa wpadl
na pomysl, by opisac cala historie Zachodu po Kartezjuszu jako represje rozumu
nad tym, co jest nierozumowe, ukryte, naturalne, prawdziwe a uniewaznione i
tlumione. On to nazywal INNE! To jest obled, szalenstwo, transgresja. Na
przyklad meski punkt widzenia wypiera zenski, religia katolicka represjonuje
seksualnosc itd. Pojawia sie dychotomia dobry – zly, czyli schemat
ideologiczny. Co jest ciekawe, o czym powolujacy sie na Foucaulta animatorzy
sztuki krytycznej, w tym autor glosnej ksiazki Znaczenia modernizmu
Piotr Piotrowski, nie wspominaja, ze Foucault pod koniec zycia stwierdzil, ze
wlasciwie niebezpieczne jest wszystko.
Nie ma wiec zasady, ze to co tlumione jest lepsze
od tego co tlumione nie jest. No, ale to juz nie pasuje do przejrzystego
schematu, w mysl zasady, ze gdy fakty niewygodne - tym gorzej dla faktów. Jesli
to, co tlumione jest lepsze od tego, co nietlumione i staje sie to pewna zasada
w kulturze, to dlaczego nie masturbowac sie publicznie albo kopulowac z
krucyfiksem? Ja sie wlasciwie artystom nie dziwie, jesli maja takie
filozoficzne uzasadnienia.
Grzegorz Dziamski: A propos masturbacji. Wczoraj
czytalem tekst Knižaka z polowy lat szescdziesiatych w którym podaje rózne
zalecenia, jak mozna uczynic swoje zycie ciekawszym, bardziej kreatywnym, i w
tych zaleceniach jest taka miedzy innymi instrukcja: „masturbuj sie na oczach
zony, kochanki, syna itd.” Nikogo to wówczas nie oburzalo, chociaz byla polowa
lat szescdziesiatych. Ale Knižak byl artysta marginesu, kontestatorem z
marginesu, który nie mial wystaw w najwazniejszych galeriach. Problem polega na
tym, ze ta sztuka, która jeszcze wczoraj byla w Polsce, Czechach sztuka
marginesu, alternatywnych, autorskich galeryjek, sztuka strychów i piwnic –
weszla do glównych sal wystawowych. Gdyby na przyklad Zebrowska, Kozyra i cala
ta grupa wystawiala w malych galeryjkach – nikt by o nich nie dyskutowal. Bylby
to tolerowany margines, jak w czasach PRL.
Wojciech Makowiecki: Nurt krytyczny w
Polsce zostal dosc szybko awansowany i od razu prezentowany byl w prestizowych
galeriach. Ale przeciez w swiecie on takze dosc szybko przeniósl sie do
najwazniejszych przestrzeni wystawowych i tez wywolal szeroka i medialna
dyskusje. Nie uwazam, ze miejscem narodzin nowych form sztuki powinny pozostac
np. male galerie alternatywne. Dzis duze galerie pragna zaistniec inaczej, sa
bardziej odwazne i miejsce sztuki poszukujacej jest takze w nich. Inna sprawa,
jak to sie konczy, mysle o ostatnich zachowaniach politycznych w „Zachecie”.
Izabela Kowalczyk: Chcialabym odniesc sie
do wypowiedzi Janusza Marciniaka o socrealizmie. Ten zarzut pojawil sie juz w
„Zyciu”. Duzym naduzyciem jest porównanie sztuki krytycznej z socrealizmem. Dlatego,
ze socrealizm byl sztuka na uslugach oficjalnej wladzy, uzywana do gloszenia
faszystowskiej ideologii. Sztuka krytyczna glosi cos zupelnie innego, jest
glosem sprzeciwu w stosunku do oficjalnych, panujacych w Polsce ideologii.
Jesli mówimy o sztuce na uslugach ideologii, to
podkresle raz jeszcze, ze sztuka sakralna, czy sztuka tworzona na zlecenie
wielkich mecenasów – takze byla sztuka na uslugach ideologii. Sluzyla
okreslonym celom, miala ukazywac splendor danej instytucji, czy osoby
zamawiajacej. Miala oddawac wladze, sile i potege. W to byly wplecione kategorie
estetyczne, które nigdy nie byty niewinne. Teoria piekna zostala na przyklad
zaatakowana przez feministyczny nurt historii sztuki, który poddal analizie
miedzy innymi przedstawienia piekna kobiety. Kobieta w sztuce
zachodnioeuropejskiej byla najczesciej idealizowana. Jej obraz niewiele mial
wspólnego z rzeczywistoscia. Byt to bardziej fantazmat, ideal kobiety. Ten
kanon piekna kobiecego wiazal sie z wykluczeniem kobiet nieprzystajacych do
idealu oraz konkretnych przezyc kobiety. Temu kanonowi piekna mozna
przeciwstawic prace Alicji Zebrowskiej, która w pelni neguje tamto piekno. Pokazuje
cos, co bylo przez ten kanon wykluczone.
Ideologia byla wiec zawsze obecna w sztuce i jest
nadal obecna – tyle, ze jawnie – w sztuce wspólczesnej. Jednak sztuka krytyczna
jest glosem z marginesu. Nie zgadzam sie z tym, ze Zebrowska i Kozyra
„wkroczyly na salony”. Zebrowska dalej funkcjonuje na marginesie, jako
ekstremum. Podobnie Kozyra, mam wrazenie, ze ona przestaje sie juz pojawiac. Sztuka
krytyczna byla popularna przede wszystkim w drugiej polowie lat
dziewiecdziesiatych. Bylo kilka wystaw zbiorowych, jak Negocjatorzy sztuki
w Gdansku, byly tez wystawy indywidualne oraz sukces Kozyry na Biennale w
Wenecji. Teraz okazuje sie, ze nurt krytyczny jest passé, niemodny. Pokazala to
ostatnio wystawa Scena 2000 w Centrum Sztuki Wspólczesnej w Warszawie. Juz
nie wypada otwarcie krytykowac, deklarowac sie za jakims nurtem. Pojawia sie
raczej gra z kultura popularna, niz jej krytyka. Caly czas mówimy tutaj o
„sztuce krytycznej”, ale czy rzeczywiscie jest to sztuka krytyczna? Mam problem
z tym okresleniem. Na przyklad: Kozyra i problem zawlaszczenia przez nia
prywatnosci – to nie jest wcale jednoznaczne. Ta sztuka z jednej strony
krytykuje rzeczywistosc, m.in. wskazuje na to zawlaszczanie, które stale odbywa
sie w mediach, ale z drugiej strony – sama zawlaszcza. Zastanawiam sie, na ile
ta sztuka ustawia sie krytycznie wobec rzeczywistosci, a na ile ta
rzeczywistosc wspólksztaltuje. Prace Kozyry wyprzedzily przeciez w Polsce rózne
zjawiska obecne w telewizji, jak life-opera, reality show, z których
najbardziej znany jest Big Brother.
Grzegorz Dziamski: Dzisiejsza sztuka
krytyczna posluguje sie bardzo niebezpieczna strategia. Mysle o sztuce lat
osiemdziesiatych i dziewiecdziesiatych – strategia subwersji. Subwersja polega
na nasladowaniu, utozsamianiu sie niemalze z przedmiotem krytyki, a nastepnie
delikatnym przesunieciu znaczen. Ten moment przesuniecia znaczen nie zawsze
jest uchwytny dla widza. To nie jest krytyka wprost, bezposrednia, tylko
krytyka pelna dwuznacznosci, odwolujaca sie do pewnego sekretnego porozumienia
z widzem, który musi podazac za mysla autora, a bardzo czesto sam skonstruowac
krytyczny sens pracy.
Maciej Mazurek: Istnieje niebezpieczenstwo
polegajace na tym, ze to, co jest publicystyczne, kiedy staje sie wizualne,
staje sie karykatura tego, co jest publicystyczne.
W tych dzialaniach jest rodzaj pewnego terroru
emocjonalnego. Jezeli Katarzyna Kozyra pojawi sie w swojej pracy po terapii chemicznej,
to ja sie wzruszam widzac chora artystke. To jest granie na wrazliwosci. Ja nie
moge potepic artystki, musze dopatrzyc sie wyzszego sensu, poniewaz ona
decyduje sie na taki desperacki gest w imie takiej swietosci jak sfera sztuki. Jestem
wiec emocjonalnie sterroryzowany. A zyjemy w epoce ludzi bardzo wrazliwych. Nie
wolno byc niewrazliwym. Nie moge na przyklad wystapic przeciwko sztuce
feministycznej z jakikolwiek pozycji, bo kazda nawet w miare neutralna próbe
opisu filozofowie albo filozofki nieufnosci potraktuja jako przejaw tego, czego
ja sam sobie nie uswiadamiam, ze jestem zwyczajne „meskie szowinistyczne
bydle”. W takim razie oswiadczam: jestem meskie szowinistyczne bydle.
Wojciech Makowiecki: Przywolales przyklad
Kozyry, który jest dramatyczny. Nie ma takich odniesien w stosunku do Rumasa,
Klamana czy innych reprezentantów tego nurtu! To jest nieuczciwe.
Maciej Mazurek: Rumas to nurt
antyklerykalny, taka fobia czy obsesja antyklerykalna, na zlosc dewotkom i
ksiedzu. Klaman to szok dla subtelnych i wrazliwych. Kompletna degeneracja
modernistycznego projektu.
Wojciech Makowiecki: Powróce do wypowiedzi
pani Izabeli, która powiedziala, ze sztuka krytyczna jest passé, ze jej
aktualnosc, drapieznosc, sila jakby ulega juz zatraceniu. Ten nurt znajduje sie
w pewnym impasie. Co jest z ta aktualnoscia sztuki? Dlaczego tyle uwagi media i
my zwracamy na ten nurt, który trwa de facto siedem, osiem lat w Polsce?
Poczatki, to 1993 rok. Dlaczego to zostalo tak bardzo naglosnione? l dlaczego
to ma sie tak nagle urwac? Po zapoznaniu sie z ostatnimi tekstami Pani i nowym
„Magazynem Sztuki” (1/2001) odnosze wrazenie, ze dosc sceptycznie jest Pani
nastawiona do sceny mlodej sztuki polskiej.
Grzegorz Dziamski: W 1993 roku byla
wystawa w Centrum Sztuki , gdzie Kozyra pokazala piramide zwierzat. Wystawa
miala paradoksalny, jak dzisiaj widzimy, tytul Idee poza ideologia.
Janusz Marciniak: Musze nawiazac do
wypowiedzi pani Kowalczyk, do zdania, w którym powiedziala, ze moje porównanie
socrealizmu ze sztuka krytyczna to „naduzycie”. Mam inny przyklad naduzycia,
który dotyczy mnie jeszcze bardziej osobiscie. Otóz jakis czas temu zostalem
rozpoznany jako... fundamentalista katolicki, a takze jako meski szowinista,
który – piszac o Zofii Kulik – uniwersalizuje sztuke kobiet, aby w ten sposób
podporzadkowac ja sztuce mezczyzn (nawiazuje do tekstu z katalogu poznanskiej
wystawy tej szanowanej przeze mnie artystki). Pani Izabela jest autorka tekstu Spory
o sztuke lat 90., który ukazal sie w internetowej edycji „Magazynu Sztuki”.
Dowiedzialem sie z tego zródla, ze „polska scena artystyczna jest zapózniona”,
a wszystko przez... fundamentalizm katolicki. Wspominajac o mojej ksiazce (Awangarda
i watroba), napisala Pani, ze widze w sztuce wspólczesnej... diabla. Tu
jest ksiazka. Prosze, niech Pani pokaze, gdzie pisze o tym, ze sztuka
wspólczesna jest wcieleniem diabla? Albo gdzie napisalem, ze sztuka „dobra”
laczy sie z „wartosciami narodowymi"? Gloszac takie bzdury, nie mnie Pani
dyskwalifikuje, ale siebie jako krytyka.
Izabela Kowalczyk: Odpowiadalam juz na ten
tekst na lamach „Magazynu Sztuki”.
Janusz Marciniak: Na poczatku naszej
dyskusji zaproponowalem, abysmy porozmawiali o jezyku, którym mówimy o sztuce. Ten
jezyk to takze problem odpowiedzialnosci za slowo i naszej wiarygodnosci. Czy
Pani rozumie to, co czyta?
Izabela Kowalczyk: Pyta Pan w ksiazce:
„kiedy sztuka jest niemoralna?” i odpowiadajac nie pozostawia watpliwosci, ze
cala sztuka krytyczna wlasnie taka jest. Pisze Pan równiez, ze w sztuce mozna
odnalezc zlo. Przykladem jest miedzy innymi twórczosc Grzegorza Klamana. Dla
mnie bylo szokujace, ze Klaman nie zostal nawet przywolany z nazwiska. A
przeciez tytul Awangarda i watroba – jest odwolaniem do pracy Klamana. Nazywa
go Pan przestepca, a krytyczke, która o nim pisze – wspólniczka przestepcy. Sztuka
jawi sie wiec jako zlo.
Janusz Marciniak: Szokujace jest to, ze
Pani nadal brnie w kompilacje. Szokujace jest to, ze Pani wie „lepiej” ode
mnie, co napisalem i co chcialem powiedziec. Wspólczuje sobie i innym autorom,
o których Pani pisze. Prosze sie nie opierac tylko na lekturze tytulów i na
tym, co zostaje w glowie po przekartkowaniu ksiazki.
Izabela Kowalczyk: O diable pisalam w
sposób metaforyczny. Diabel jako zlo. Rozwazania w Pana ksiazce koncentruja sie
wlasnie wokól problemu dobra i zla w sztuce. Byc moze bylo to naduzycie, ale
pisalam, ze widzi Pan diabla (a wlasciwie zlo) w sztuce wspólczesnej, bo tak to
odczytalam.
Janusz Marciniak: Wobec tego zacytuje to,
co Pani pisze o mojej ksiazce. „Pisana z perspektywy katolickiego
fundamentalizmu, zawiera sporo rozwazan na temat dobra i zla, moralnosci i
etyki, wcielen diabla we wspólczesnym swiecie (m.in., jak wynika z tekstu,
jednym z jego wcielen jest sztuka wspólczesna) i, generalnie, jest manifestem
niecheci wobec postmodernizmu”. Gdzie to wszystko „wynika z tekstu"?
Izabela Kowalczyk: Chocby w tym miejscu,
gdzie Pan pisal, ze sztuka jest niemoralna.
Roman Kubicki: Nie wiem, czy Janusz
Marciniak widzi diabla w sztuce wspólczesnej. On twierdzi, ze nie widze powodu,
by mu nie wierzyc. Ja w kazdym razie widze! To jest ten sam diabel, o którym
juz mówilem miedzy wierszami. Wracamy do mitu grzechu pierworodnego, do diabla,
który kusil Ewe – dzieki Bogu skutecznie. Gdyby nie bylo diabla – nie byloby
kuszenia. Gdyby nie bylo kuszenia – nie byloby grzechu. Nie byloby grzechu –
nie byloby nas! Wszak w raju nie bylo – bo byc nie moze – dzieci. To jest ten
sam diabel, który próbuje nam na nowo odslonic nasze czlowieczenstwo. Przygotowac
do pojawienia sie czlowieka bogatszego o brak tych wszystkich nadziei i
wartosci, które niegdys aksjologicznie legalizowaly wszelkie mozliwe wojny i
przesladowania.
Janusz Marciniak: Goethe poszedl dalej od
ciebie. Jego diabel jest bardziej ludzki niz Faust... Ale mnie jeszcze
interesuja szczególy. Diabel tkwi w szczególach... Pani Kowalczyk jest pewna,
ze dla mnie sztuka „dobra” laczy sie z „wartosciami narodowymi”. Na jakiej
podstawie? Jaki diabel podpowiada Pani takie okreslenia: „perspektywa
katolickiego fundamentalizmu"?
Maciej Mazurek: Zyjemy juz w takim
zapetleniu, ze uzywamy jezyka przemocy symbolicznej nie zdajac sobie z tego
sprawy, traktujac jako pewnik, ze druga strona to katolicki ciemnogród, albo ze
lewica jest zdemoralizowana i chora ideologicznie. Problemem jest, jak wyjsc z
tej oblednej dialektyki. Najprawdopodobniej jest juz to niemozliwe, bo strony
sporu dzieki temu spolecznie i medialnie istnieja. Dlatego cale to zamieszanie
wytwarza pokuse, w która wiklaja sie umysly subtelne.
Chcialbym powiedziec o interesie wlasnym elit
kulturalno-artystycznych, który te dialektyke w jakims stopniu napedza. Zyjemy
w epoce postindustrialnej, gdzie bardzo istotna role odgrywa wytwarzanie i
dystrybucja symboli, reklama. Pojawilo sie cos takiego, jak przemysl wiedzy. Intelektualisci
moga byc porównani do kapitanów w tym przemysle. Intelektualisci zawodowo
zajmuja sie uczeniem innych, jak zyc powinni. Dzialalnosc intelektualistów
skupia sie w sektorze publicznym. Oni sa w szczególnosci zainteresowani
rozrostem tej przestrzeni, lezy to w ich interesie prestizowym i ekonomicznym. Nie
chce przez to powiedziec, ze czesto walczac o cos, nie maja racji. Nie zmienia
to jednak faktu, ze oprócz moralnych intuicji powoduja nimi inne racje. Wszystko,
co mobilizuje energie spoleczne do walki z jakims spolecznym problemem – jest
pozadane. Stad ta sklonnosc do uspoleczniania sztuki, czyli „podkrecania” w
niej tego elementu krytycznego.
Roman Kubicki: Mysle, ze przez dlugi czas
nie brakowalo ludzi – autorytetów, którzy lubili innych przepytywac ze
znajomosci wartosci. Co robi sztuka krytyczna? Zmienia nieco te dydaktyczna
zaleznosc. Ona niejako uczy nas odwagi samodzielnego przepytywania wartosci ze
znajomosci zycia. Dlatego budzi sprzeciw wszystkich tradycyjnych,
zinstytucjonalizowanych autorytetów.
Maciej Mazurek: Klaman wystawia watrobe,
ide na wystawe i dowiaduje sie, ze jestem smiertelny, zadaje pytanie, cóz jest
warte moje zycie kruche, slabe, „miesne”, jak w takiej fabryce chemicznej moze
egzystowac niesmiertelna dusza? O to chodzi?
Roman Kubicki: Po pierwsze, ja nie musze
isc na te wystawe!
Po drugie, instrumentalne traktowanie ludzkiego
ciala ma dluga tradycje. Przypomne traktowanie cial zmarlych meczenników i
swietych przez Kosciól. Martwe cialo zawsze bylo naznaczone mozliwoscia
emitowania dodatkowych wartosci i znaczen. Klaman pokazuje, ze nawet zwykla
watroba zwyklego czlowieka, a nie jedynie cialo potencjalnego swietego, moze
wciaz trwac w swiecie sztuki.
Wojciech Makowiecki: Ale jak to Klaman
pokazuje! To jest ubrane w forme, wchodzimy do sarkofagu, i to ma charakter
estetyzujacy.
Janusz Marciniak:To bardzo powierzchowne
odwolanie do formy sarkofagu, do religii – bez religii.
Maciej Mazurek: Jesli uznamy, ze jakosc
dziela sztuki zalezna jest wylacznie od kontekstu spolecznego, od stopnia
skandalu jaki wzbudza, bo samo dzielo - poniewaz nie ma formy - wlasciwie nie
istnieje, to nie mialbym nic przeciwko dzialaniom Klamana, gdyby wystawial
mózgi i watroby w najlepszych restauracjach w Polsce. Bylby w tym jakis element
rzeczywistego spiecia, a Klamana zapewne zamknieto by w Tworkach. Problem
polega na tym, ze to co skomponuje laduje od razu w instytucji artystycznej i
jego dziela nie maja zadnej historii, dzieki którym nabywalyby glebszego sensu.
Na marginesie tych dzialan nasuwa mi sie taka
smutna mysl. Gdyby nagle w Polsce umarli wszyscy plastycy – to nikt by tego nie
zauwazyl. Artysci dziwia sie, skad taka marginalizacja ich pracy. Nastepuje
zerwanie porozumienia miedzy odbiorca, który nic nie rozumie a artystami. Krytycy
– promujacy sztuke krytyczna, uwazaja, ze wiekszosc narodu jest ciemna,
niedojrzala jeszcze, aby pojac jej szlachetne przeslanie. Naród
najprawdopodobniej pozostanie niedojrzaly, co gwarantuje dlugi zywot tego
nurtu.
Wojciech Makowiecki: Nam sie wydaje, ze
sztuka krytyczna jest sztuka powszechnie wystawiana w galeriach w Polsce, w
najwazniejszych miejscach. Ktos obliczyl, ile wystaw przedstawicieli tego nurtu
odbylo sie w galeriach warszawskich oraz w innych osrodkach w Polsce. Okazalo
sie, ze w ciagu ostatnich kilku lat wystawy te stanowily okolo 10% wszystkich
prezentacji. Natomiast stopien odbioru tej sztuki, naglosnienia medialnego, to
co jest udzialem dzisiaj takze nas, jest w odwrotnych proporcjach: media
poswiecaly jej okolo 70% wszystkich tekstów traktujacych o wystawach. Mozna
sobie zadac pytanie: czy odbiorcy kojarza sztuke aktualna, wspólczesna z tym
nurtem sztuki? Sztuka inna – tradycyjna i inne jej formy: malarstwo, grafika,
rzezba, takze funkcjonuja, istnieja. Tylko dlaczego sie o nich tak malo pisze i
mówi? Oczywiste jest, ze glosni przedstawiciele sztuki nowej, a wiec trzeba
dolaczyc tutaj jeszcze kilkadziesiat nazwisk, m.in. malarzy, tak, wlasnie
malarzy, m.in. Sasnala czy Lejmana, ale takze wlasnie Modzelewskiego czy
Pawlaka, którzy tworza przeciez nowe obrazy i wystawiaja – maja wieksza sile
przebicia. Nie liczy sie dzisiaj reprezentant chocby najbardziej nowatorskiej
grafiki. Utozsamianie przez kuratorów, galerzystów i krytyków sztuki nowej
tylko z kilkudziesiecioma (ok. 30) nazwiskami, które obecne sa na wszystkich
najwazniejszych wystawach, jest zawezeniem pola artystycznego, splycaniem
problemu.
Grzegorz Dziamski: Na poczatku naszej
rozmowy Izabela Kowalczyk powiedziala, ze sztuka krytyczna zmusza kazdego z nas
do bardzo osobistej reakcji. Nie reakcji na sztuke, tylko osobistej reakcji na
problemy, które sytuuja sie, bardzo czesto, daleko poza sztuka. Dotycza naszego
stosunku do religii, tradycji, kultury, tradycji narodowej itp. kwestii. Ta
sztuka zmusza kazdego do bardzo osobistej reakcji. Tak powiedziala, po czym
wycofala sie z tego, mówiac, ze „ta sztuka jest passé”. Byloby bardzo zle,
gdyby sztuka, która zmusza nas, ogladajacych, do bardzo osobistej reakcji –
byla sztuka passé.
Izabela Kowalczyk: Mówiac, ze ta sztuka
jest passé, chodzilo mi o to, ze odchodzi sie juz od jej wystawiania. Byc moze
wiaze sie to z tym, ze artystów tego nurtu jest zaledwie kilku – okolo 10. Nastapilo
wiec pewne przesycenie. Wciaz dyskutowano o tych samych pracach, np. o Piramidzie
zwierzat i Lazni Kozyry, pracy Zebrowskiej czy Lego Libery i
to sie znudzilo. Niemniej uwazam, ze ta sztuka odegrala bardzo wazna role w
latach dziewiecdziesiatych, a byc moze nadal bedzie odgrywac. Powiedziala nam
cos waznego. Ta sztuka zmienia konteksty, nie operuje czyms zasadniczo nowym,
tylko czyms, co juz istnieje w innych dyskursach. Na przyklad Klaman nawiazuje
do kontekstu medycyny, nauki; Zebrowska – do kontekstu pornografii. Artysci
przenosza wiec to, co juz istnieje w innych kontekstach – w kontekst sztuki, w
miejsce, gdzie to bylo nieobecne. Zastanawia mnie, dlaczego tak silne reakcje
budzi wlasnie ta zmiana kontekstu, pokazanie w sztuce czegos, co przeciez
istnieje w spoleczenstwie, w kulturze, nie budzac wiekszych sprzeciwów.
Maciej Mazurek: To, co od razu w przypadku
sztuki krytycznej jest widoczne, to to, ze ona daje sie tak doskonale,
wyczerpujaco opisac. Tu wszystko jest jasne i dlatego smiertelnie nudne.
Janusz Marciniak: Wyobrazmy sobie taka
sytuacje. Ktos znajduje ludzkie szczatki. Pojawia sie prokurator. Policja
rozpoczyna dochodzenie. Dlaczego – jesli widze ludzkie szczatki w galerii – nie
moge zapytac, skad sie tam wziety? Przeciez pielegnujemy cmentarze, wyjasniamy
np. sprawe mordu w Katyniu lub, ostatnio, w Jedwabnem. Poddajemy sie
wewnetrznej „procedurze” empatii i wspólczucia. Myslimy w kategoriach prawa,
które jest starsze od nas. Stajemy po stronie tych, którzy nie moga sie bronic
ani dochodzic swych praw. Jednym slowem: uwazam, ze etyk Akademii Medycznej,
który wyraza zgode na wypozyczenie artyscie preparatów anatomicznych do celów
nie naukowych, przekracza swoje kompetencje i zawodzi zaufanie spoleczne.
Izabela Kowalczyk: A dlaczego do celów
naukowych – jest usprawiedliwione?
Janusz Marciniak: Odpowiem pytaniem. Czy
nauka i sztuka sluza temu samemu celowi? Czy kazdy cel uswieca srodki? Jesli
tak, to wielu zbrodniarzy musi zostac zrehabilitowanych... Dyplom uczelni artystycznej
nie uprawnia do lamania prawa. Artysta nie jest swieta krowa. Goraco polecam
rozwazania Romana Ingardena o odpowiedzialnosci.
Wojciech Makowiecki: Cztery lata temu na
Biennale w Wenecji byla wystawa poswiecona cialu, wypozyczono obiekty z calej
Europy, odbywala sie chyba w Palazzo Corner. To bylo historyczne uzasadnienie
tego, co wspólczesni artysci z cialem robia.
Janusz Marciniak: Widzialem ta wystawe.
Wojciech Makowiecki: Czy zadawales wtedy
takie pytania, jak dzisiaj?
Janusz Marciniak: W zamierzeniu autora
wystawy Tozsamosc i odmiennosc, którym byl Jean Clair, owe, jak je
nazywasz, „obiekty” nie udawaly dziel sztuki. Byly soba. Stanowily pewien
kontekst dla obrazów i rzezb, i razem z nimi mówily nam cos waznego o nas.
Wojciech Makowiecki: Znalazly sie jako
wystawa towarzyszaca Biennale i wystawy tego typu sa realizowane przez caly
czas, na przyklad ostatnio Sztuka i nauka o ludzkim ciele od Leonardo do
dzis w Hayward Gallery w Londynie.
Maciej Mazurek: Kwestia samego ciala jest
mniej istotna, cialo to cialo. Istotna jest odpowiedz na pytanie, dlaczego ono
sie tam znajduje, dlaczego wzbudza takie reakcje? Podejrzewam, ze czlowiek
estetyczny, a elity kulturalne sa niezwykle zestetyzowane, potrzebuje
dreszczyku emocji w smiertelnie nudnym zyciu.
Janusz Marciniak: Piewcy sztuki krytycznej
mówia o ciele i kalectwie tak, jakby nie bylo Breughela, Boscha, Velázqueza,
Brouwera, Halsa, Rembrandta, Goyi, Géricault, Bacona, Freuda, Wróblewskiego,
Szapocznikow... I przejmujacego wspólbrzmienia sztuki i literatury. Ajschylos,
Leopardi, Rilke, Kafka, Korczak... Jakby nie bylo ludzi i instytucji niosacych
pomoc potrzebujacym. Czesto anonimowo, bez rozglosu, bezinteresownie. Wrazliwosc
na cierpienie drugiego czlowieka jest obecna w sztuce i, szerzej, w kulturze –
dzieki religiom uniwersalistycznym, w których istnieje kategoria wspólczucia, i
dzieki ludzkiemu zawierzeniu. Zdumiewa niewiedza apologetów sztuki krytycznej. Dlaczego
reakcja na wizerunek czlowieka, który proponuje coraz bardziej infantylna
kultura masowa, ma byc de facto nasladowaniem tej kultury i polegac na
epatowaniu odwrotnoscia „piekna” – „brzydota"? Z jakiego powodu ludzie
niepelnosprawni maja stanowic odrebna kategorie, byc elementem „strategii
artystycznej”, dla której punktem odniesienia jest kultura masowa zamiast
kultury osobistej? Czyz nie staja sie wówczas ofiarami falszywego,
powierzchownego wspólczucia? Wystawa Claira dezawuowala mit o mozliwosci
naukowego poznania czlowieka i jednoczesnie wskazywala na gleboko konfesyjny
charakter sztuki.
Roman Kubicki: Przypomne. Do czasów
nowozytnych mielismy tylko jedna swiatynie – sakralna. l tylko w niej cialo
moglo byc traktowane instrumentalnie – jako relikwia. Wraz z nowozytnoscia
pojawiaja sie dwie nowe swiatynie, tym razem stawiane na fundamentach
metafizyki pozareligijnej – swiatynia nauki i swiatynia sztuki. W swiecie
kazdej z nich rozgorzala walka o prawo do instrumentalnego traktowania martwego
ciala. Nauki przyrodnicze dawno juz te walke wygraly. Sztuka prowadzi ja nadal.
Wojciech Makowiecki: Na zakonczenie zadac
mozna pytanie: dlaczego ta seria glosów o tym nurcie, dodac tutaj trzeba
wlasciwie caly numer ostatniego „Magazynu Sztuki” (1/26/2001), pojawila sie
wlasnie teraz, co to znaczy? Oczywiscie „spowodowaly” je glównie wystawy Scena
2000 w Zamku Ujazdowskim, Na wolnosci/w koncu w „Królikarni”, czy
ostatnia, duza wystawa Miroslawa Balki w „Zachecie”.
Janusz Marciniak: Pytasz: co to znaczy? Nie
wiem. Problem polega raczej na tym, ze zbyt rzadko mówimy o „zapleczu” myslowym
naszych sadów. Wprawdzie w tekstach towarzyszacych wystawom padaja nazwiska
wspólczesnych myslicieli, ale sa oni równiez traktowani instrumentalnie,
splaszczani i dopasowywani do jednego schematu. Jesli np. Derrida, to nie ten,
który prowadzil przejmujacy dialog z Lévinasem, i nie ten z eseju o
przebaczeniu. Jesli Bauman, to nie ten osobisty Bauman, który niedawno udzielil
wzruszajacej odpowiedzi na ankiete „Zycia Duchowego”, i który odwoluje sie do
calej kultury, itd. Przy okazji polecam ksiazke Niewdzieczne rysowanie mapy
Stefana Morawskiego, a przede wszystkim bezposrednie obcowanie ze sztuka bez
dzielenia jej na „nowa” i „stara”. Badzmy wyczuleni na frazes i demagogie,
nieufni wobec wielkich slów i spektakularnych gestów, za którymi tak czesto
kryja sie czyjes wygórowane ambicje. Wielkie slowa i spektakularne gesty nieraz
okazywaly sie sposobem ucieczki przed odpowiedzialnoscia za bledy i naduzycia. Nie
pozwólmy, aby inni wyreczali nas w mysleniu i sterowali nami. Czy rzeczywiscie
wartoscia tzw. sztuki krytycznej jest to, ze ona „wywoluje dyskusje”,
„prowokuje do rozmów o wartosciach"? To odwracanie kota ogonem.
Grzegorz Dziamski: Amerykanski atak na
niemoralnosc w sztuce, na sztuke krytyczna, skonczyl sie obcieciem dotacji na
Narodowy Fundusz Wspierania Sztuki. Wszystko sie zmienilo z chwila odsuniecia
od wladzy republikanów. Prezydentem zostal Bil Clinton, zmienila sie polityka
wladz wobec Narodowego Funduszu Wspierania Sztuki. W Polsce efektem tej
dyskusji juz jest odsuniecie dyrektora „Zachety”, Andy Rottenberg. Powiedzmy,
ze sama zrezygnowala w wyniku atmosfery, jaka wytworzono wokól tej instytucji. Skutki
sa takie same. Chodzi o to, jak bedzie wygladala nasza polityka wobec sztuki. Jakie
zjawiska artystyczne beda dotowane, a jakie marginalizowane. To jest bardzo
wazna sprawa, dotyczaca sfery publicznej, jej ksztaltu, zakresu swobodnej
dyskusji na najistotniejsze dla spoleczenstwa tematy.
Izabela Kowalczyk: Dla mnie sztuka
krytyczna jest jednak wypowiedzia z marginesu. W wyniku nagonki przeprowadzonej
przez prase, nie tylko prawicowa, bo podobne ataki pojawily sie tez w „Gazecie
Wyborczej” i w „Polityce”, przede wszystkim w postaci tekstów Oseki, ta sztuka
funkcjonowala w atmosferze skandalu. Mam wrazenie, ze czesciowo ta nagonka
doprowadzila do tego, ze artysci boja sie juz stawac po którejs ze stron. Nie
warto wypowiadac sie w sposób radykalny, jak czesc artystów dotychczas robila,
bo dostaje sie „po uszach”. Ich sztuka jest w ten sposób dyskredytowana i marginalizowana.
Te dyskusje nie wnosza nic do rozumienia sztuki wspólczesnej, choc oczywiscie
dyskusje o wartosciach sa wazne.
Roman Kubicki: Wracajac do wypowiedzi
Grzegorza Dziamskiego. Wiadomo juz, ze we wrzesniu odbeda sie wybory. Najprawdopodobniej
dojdzie do przejecia wladzy przez ludzi, którym blizsze sa raczej ponowoczesne
strategie zycia. Ludzie prawicy „zabezpieczaja” zatem miejsca nie tylko w
przynoszacych dochód spólkach, fundacjach i funduszach, lecz takze w
instytucjach „aksjologiczne czynnych” – muzeach, wydawnictwach, srodkach
masowego przekazu, aby w ten sposób miec nadal mozliwosc krzewienia waznych i
fundamentalnych wartosci.
A co ze sztuka krytyczna? „Tradycyjna” juz sztuka
krytyczna sie wyczerpala. Wyczerpal sie bowiem pewien nastrój spolecznego
entuzjazmu. W tej chwili mamy 16% bezrobocie, grozi nam 20%. Kwestie, które
podejmowala sztuka krytyczna, byly tak naprawde elitarne, nosne w
spoleczenstwie ufnym, które ma odwage powierzyc swój los szeroko pojetemu
hedonizmowi. Nagle wracamy do pytan podstawowych. Nie pytamy o aksjologiczne
horyzonty przyjemnosci, lecz o mozliwe strategie przezycia. W polskiej
rzeczywistosci ubywa miejsca na nierzeczywistosc, w której zakochani sa
uczniowie Baudrillarda. I chyba do tych spraw powróci takze sztuka
postkrytyczna.
Wojciech Makowiecki: Dziekuje Panstwu,
nasza rozmowa bedzie jednym z wielu glosów toczacej sie dyskusji, która w duzej
mierze wywolaly wydarzenia w „Zachecie”, ale przede wszystkim wspomniane
wystawy. Odczucie jest takie, iz te ekspozycje i teksty, o których mówimy, cos
pointuja, cos zamykaja. Za chwile bedziemy widzami Biennale weneckiego, z
którego redakcja „Gazety” zda relacje i byc moze okaze sie w dyskusji, która
chcemy zaaranzowac, ze sztuka swiatowa dotyka innych obszarów i zyje innymi
problemami. Nie zapominajmy, ze Kozyra otrzymala na poprzednim Biennale
wyróznienie i obecne byc moze bedzie promowalo zupelnie cos innego. A to
wszystko ma zwiazek ze sztuka polska, przynajmniej z jej najbardziej aktualnymi
artykulacjami.
Zapis: Katarzyna Wolniewicz
Opracowanie: Wojciech Makowiecki
Rozmawiaja: Grzegorz Dziamski,
Izabela Kowalczyk, Roman Kubicki, Janusz Marciniak i Maciej Mazurek. Rozmowe prowadzi Wojciech Makowiecki
Rozmowa zostala opublikowana w dwumiesieczniku „Gazeta Malarzy i Poetów” nr 2-3 (39-40) 2001.
|