POMIEDZY MLOTEM I KOWADLEM
Zapozyczone
od Victora Cousin przez artystów polskich haslo "L'art.
pour l'art." - "Sztuka dla sztuki", przez ponad
sto lat wznieca gniew, oburzenie pretendentów do zawlaszczenia
sztuki na swój uzytek, którzy tylko wlasnemu wizerunkowi sztuki
przyznaja prawo do istnienia, do przyozdobienia swojego
kulturalnego oblicza.
A wiec padnij na kolana artysto przed upodobaniem pani
Wisniewskiej i pana Kowalskiego! Twoje ambicje, marzenia,
wyobrazenia, twoja dociekliwosc, praca, uniesienia i wzloty,
twoja wiedza i pragnienie doskonalosci, maja sie upokorzyc przed
wydlubanym z nosa po deserze, apetytem na sztuke, jaki od czasu
do czasu nawiedza rozleniwione panie i panów. A majac na uwadze
kolosalna przewage liczbowa telewidzów telenoweli, nabywców
prasy brukowej, slowem "elektoratu", upodobaniom pani
wisniewskiej sekunduja redaktorzy, aktywisci, tudziez poslowie,
czyli parlamentarzysci zatroskani o swój medialny wizerunek.
Czemuz to pozbawione zlych intencji haslo, tak rozwsciecza
rzekomych milosników sztuki? Przeciez wyniesienie sztuki na
piedestal absolutu jest aktem pokory wobec tego co nieosiagalne!
Jest pragnieniem tego, czego pragna wszyscy dobrzy ludzie -
piekna, madrosci, czyli dobra! Czy nie jest tak, ze to wlasnie
pycha ludzka domaga sie, aby sztuka, poprzez sztuke nobilitowac
swoja ignorancje i pogarde dla tego, czego nie mozna zamienic na
dorazna korzysc, satysfakcje towarzyska?
Ale Polske 3-ciego tysiaclecia ogarnela, nie po raz pierwszy
zreszta, inna, moze nawet grozniejsza mania: ideologizacji
sztuki!
* * *
Wywodze sie z Kresów, gdzie juz zrównano z ziemia groby moich przodków, z ziem wlaczonych do imperium rosyjskiego po II-gim Rozbiorze. Tam, Polak pozostajacy przy Kosciele Katolickim, skazywal siebie, swoja rodzine i piec pokolen swego potomstwa na upokorzenia i biede. Tam, za udzial w Powstaniu Styczniowym odbierano szlachectwo. Taka byla cena wiary i patriotyzmu. Natomiast zadna kara nie spotyka warcholów, którzy pod znakami narodowo -chrzescijanskimi wspieli sie na wyzyny zycia politycznego i przynosza wstyd spragnionych rzeczywistej odnowy zycia, Polakom.
Kiedy na poczatku lat 60-tych ubieglego wieku, zdecydowalem sie
obrac droge ku sztuce wolnej, niezaleznej, nieposlusznej, wbrew
ogólnie znanej koniunkturze i nadzorowi policji politycznej w
zwiazkach twórczych, zalecanej i premiowanej przez strózów
socjalistycznego porzadku w sztuce, postawie przebieglego
oportunisty - skazalem siebie na 30 lat nedzy, ponizen i pogardy
ze strony tzw. elit.
Nie bede juz zajmowal sie tym co i jak robia byli i niezupelnie
byli komunisci.
Moja irytacje, a takze obawy wzniecaja ci, których z komunizmem
nic nie laczy, z których wielu z komunizmem walczylo. Kazdemu
przyzwoitemu Polakowi wydawalo sie, ze po latach bezholowia,
dyktatury ciemniaków, selekcji negatywnej itp. w wolnej Polsce
przywróci sie szacunek dla ludzi kompetentnych i
odpowiedzialnych, i ze takich ludzi spotka nagroda w postaci
powierzenia im decyzji i opieki nad tym co najslabsze, czyli
kulture, a w niej wymagajaca szczególnego zainteresowania -
sztuke, wiedzac, ze w tej dziedzinie dokonano najwiekszych
spustoszen, wypaczenia sensów , deformacji, demoralizacji i
degradacji wartosci. Okazalo sie, ze ta degeneracja przeniknela
równiez swiadomosc ludzi przeciwnych komunistycznemu systemowi,
indoktrynacja objawila swoja skutecznosc wsród wiekszosci
inteligencji, czego widocznym i powszechnym zjawiskiem jest
ignorancja kultury ze szczególna nienawiscia do sztuki
wspólczesnej, wsród inteligencji twórczej, literatów,
aktorów, filmowców, a takze filozofów. Ze socjalistyczne
"równanie w dól" upodobnilo zachowania i upodobania
elit do pospolitej gawiedzi. Oczywiscie nikt nie jest na tyle
odwazny, zeby swoja pogarde dla kultury okazywac wprost, ale
ujawnia sie ona, kiedy dochodza do glosu roszczenia natury
politycznej. Roszczenia i chec zawlaszczenia. Jezeli chodzi o tak
zwanych "konserwatystów", to wystarczaja im
resentymenty i negacja aktualnej rzeczywistosci artystycznej tout
court, czyli inny wariant koniunktury dla bezholowia.
Wydawalo mi sie na przyklad, ze w osobach czolowych
intelektualistów tej orientacji, jak Tomasz Burek, czy Ryszard
Legutko (profesor filozofii), moge liczyc na sprzymierzenców
"nowego otwarcia" dla duchów wolnych, twórczych,
niespokojnych, bez obciazen przeszloscia. Tak jak pamietam wybuch
talentów i zjawisk artystycznych podczas chwilowego zelzenia
rygorów rezimu w 1956-tym roku, liczylem na wspólne dzialanie
na rzecz zdynamizowania energii twórczych mlodszych generacji ,
albo chociaz posluzyc im przykladem.
Niestety, gazety i czasopisma, w których publikuja swoje teksty
ci panowie, a takze inne, o zblizonej orientacji, demonstruja
zachowania pelne obojetnosci, pogardy a nawet nienawisci do
sztuki wspólczesnej. Podkreslam - rzeczywiscie wspólczesnej, a
nie kalekich, zakompleksionych, prowincjonalnych produktów ludzi
otumanionych przez socjalistyczna edukacje i schlebiajace
oportunizmowi - media., którzy wciaz jeszcze afiszuja sie
"niewrazliwoscia na nowinki artystyczne z Zachodu"!
Tylko w sztuce na szczescie, a nie w innych dziedzinach wiedzy,
ten kabotynski postulat jest podtrzymywany. A przeciez nie
sposób zaoferowac swiatu nowych i wlasnych idei twórczych, bez
poznania dorobku swiatowego!
Do pisania tego tekstu sprowokowal mnie, a wlasciwie zmusil,
kolejny paszkwil na sztuke wspólczesna, pióra pana Legutki,
drukowany w tygodniku "Nowe Panstwo (nr.2/268 z 12 stycznia
2001) pod tytulem "Hochsztaplerzy". Zawiera , on cala
serie wyswiechtanych frazesów, inwektyw, emitowanych z pozycji
besserwissera , nie wartych cytowania, bo znanych nam od lat z
komunistycznych gazet, jak widac niezupelnie minionej epoki.
Wybrane przyklady skandalizujacych obiektów maja zaswiadczac o
"degradacji srodowisk plastycznych". Jakos nie przyszlo
mi do glowy sluchajac kilku profesorów filozofii, którym bez
watpienia przysluguje miano kanalii, aby mówic o degradacji
srodowiska filozoficznego, chociaz na tym przykladzie, i wielu
innych, znanych z wystepów w telewizyjnym "Ogrodzie
sztuk" mozna takie stwierdzenie zastosowac. W tym wypadku
inwektywa tytulu pasuje w sam raz do autora. Na szczescie dla
artystów, ich sila polega na wrazliwosci, wyczuciu, intuicji,
wyobrazni i zdolnosci przenikania w glab rzeczywistosci, a nie na
sprawnosci intelektu i erudycji, które czynia z ich posiadaczy
prawdy, naprawiaczy swiata, bywalo, o zbrodniczych sklonnosciach,
a nawet skutkach. Rektor krakowskiej ASP , malarz na poziomie
srednio-wojewódzkim, pod adresem awangardy artystycznej (jest
taka) uzywa inwektywy "bolszewizm", takiego okreslenia
uzywa sie wobec Grupy Krakowskiej, najbardziej zasluzonego dla
kultury polskiej stowarzyszenia artystów, ostatnich 70-ciu lat
Zelazna kurtyna w czasach PRL-lu, miala oprócz
polityczno-militarnego, istotniejsze znaczenie o charakterze
moralnym i intelektualnym. Dawala poczucie bezpieczenstwa,
pewnosci siebie - miernotom umyslowym i karierowiczom. Tak
zdobyte dystynkcje i tytulomania przesladuja zycie umyslowe do
dzis. Na krakowskiej akademii sztuk, a takze we Wroclawiu, Lodzi
i Gdansku zaden z profesorów nie zalicza sie do artystów klasy
krajowej, a co dopiero marzyc o miedzynarodowej. Pochwale sie
sukcesem. Zawsze namawiam studentów do porzucenia Akademii
(teraz wszystkie szkoly zalatwily sobie nietykalnosc statusem
"akademii") po paru latach i douczanie sie za granica.
Jeden z nich dal juz o sobie znac, jako ciekawa indywidualnosc
twórcza, a drugi robi kariere swiatowa, bedzie o nim jeszcze
mowa. Bo szkoly artystyczne staly sie zamkniete jak nigdy
przedtem. W obawie o wlasne pozycje, nie angazuje sie
wykladowców spoza uczelni. Odpowiednio wyselekcjonowani i
wytresowani nepoci gwarantuja profesorskie status quo.
Nie ma sporu artystycznego. Nie ma dyskusji, polemiki tworczej.
Kazdy pilnuje tego co zdobyl za komuny, i nie ma ochoty sie
dzielic. Pozostaje wymiana inwektyw i przepychanka ideologiczna.
Sztuka stala sie na powrót przedmiotem ideologizacji. Nie idzie
o to co ona soba reprezentuje, ale kogo ma reprezentowac! Tym
razem roszczenia ideologiczne wobec sztuki, pomówienia sztuki o
wroga ideologie, a takze polityczne, czyli ideologiczne zamiary
wobec mlodych zwlaszcza artystów, skladaja obydwie strony
politycznego podzialu. Rzecz wiadoma - lewica robi to umiejetniej
i skuteczniej, prawica zadowala sie resentymentami i inwektywami.
W sensie artystycznym lewica nic nie moze zaproponowac, gdyz
sfery duchowe, które sa rodnia twórczosci, sa przez nia
zanegowane, wliczone do zabobonów. Podsuwa jedynie rygor
poprawnosci politycznej. Rygor bezwzgledny, którego nie
przestrzeganie skazuje delikwenta na niebyt towarzyski i
medialny. Prawica ogranicza sie do negacji tego, co jej kojarzy
sie z lewica. Prawicowi intelektualisci, tacy jak Burek, czy
Legutko, przywodza mi na mysl Feryzeuszy, którzy chodzili po
Jerozolimie z rozbitymi czolami, jak opisywal Renan, chodzili z
zamknietymi oczami, zeby nie grzeszyc na widok kobiet. Jak widac
zdecydowana wiekszosc inteligencji polskiej chodzi z rozbitymi
nosami i czolami.I znowuz pojawia sie koniunktura dla miernot. Bo
zawsze znajda sie tacy, którzy zechca z ideologicznego
namaszczenia skorzystac! Byc faworytem tej czy innej partii,
dostawac nagrody, ocierac sie o klase polityczna.
* * *
W swiecie
ignorantów, ludzi tepych na sztuke, sztuka jako wartosc nie
istnieje. Wystawa "nazistów" Piotrusia Uklanskiego, i
nastepujacy po tym ciag zdarzen ujawnily groze sytuacji w jakiej
znajduje sie sztuka w Polsce. Oto naród szczuty przeciwko sztuce
wspólczesnej przez 50 z góra lat, odslonil swoja wrogosc i
nienawisc. Wyzwolony przez kabotynskie relacje telewizyjne z
plebiscytem, jako sprawdzianem slusznosci i nieslusznosci
artystycznej postawy, odzew motlochu, stal sie natychmiast okazja
do wykorzystania i skonsumowania politycznego, przez macherów od
publicznej swiadomosci, dla obydwu stron ideologicznego podzialu.
Oto pojawil sie darmowy ochlap dla "elektoratu"! Z
takiego ochlapu postanowil skorzystac filozof
"konserwatysta", co odebralem ze szczególnym
obrzydzeniem. Bo chociaz przycisniety tu i ówdzie demonstrowana
wrogoscia dla awangardy artystycznej, na przekór wszystkim,
przyznaje sie do awangardowosci, to takze samo nie ukrywam
swojego przywiazania do wiary w Boga i Kosciola moich przodków.
I nie widze w tym zadnej sprzecznosci, a wrecz przeciwnie, wiez
duchowa z najwyzszym dobrem i Madroscia daja mi poczucie sily i
wolnosci, oraz nieograniczona zadnymi ideologiami energie i
przestrzen dla twórczych uniesien.
Jak by nie patrzec na to co sie dzieje w sztuce, artysci mniej
szkody uczynili swiatu niz filozofowie, a nawet najbardziej
bezczelny sposród nich nie dorówna pysze filozofów. W artykule
pod tytulem "piekno" mialem czelnosc napisac, ze sztuka
jest poszukiwaniem madrosci, i ze jest madroscia. I tego profesor
filozofii zniesc nie mógl. Madrosc bez gronostajów?
Bezczelnosc!
Prawie sto lat temu Oswald Arnold Spengler pisal, ze okres
"cywilizacji" (który wedlug niego jest koncowym etapem
triady natura-kultura-cywilizacja) bedzie okresem przezuwania
kultury, a nie tworzenia jej, a mniej wiecej w tym samym czasie
Stanislaw Brzozowski - "Kultura nazywa sie dzisiaj
przetwarzanie pracy dziejowej ludzkosci i jej dorobku na czyniace
zadosc aspiracjom indywidualnym". Jak widac pasozytowanie na
kulturze, na dorobku ludzkosci zostalo zauwazone sto lat temu, i
wlasnie w odpowiedzi na to twórcy zjednoczyli sie pod haslem
"Sztuka dla Sztuki" - i to zaowocowalo niezwykla w
dziejach eksplozja twórczosci artystycznej, w tym równiez nie
spotykany wczesniej w dziejach wklad artystów Polskich. Dlatego,
nie obawiajac sie posadzenia o epigonstwo powtarzam je - Sztuka
dla Sztuki, bo nie wymyslono nic lepszego.